Siedemdziesiąt dwa lata temu, 14 września 1936 r., w Wysokiem Mazowieckiem doszło do zajść antysemickich, które prawdę mówiąc nie oszczędzały i okolicy, licznie zamieszkałej przez ludność żydowską. Bilans: 23 osoby zostały ranne, w tym dwie bardzo ciężko, 1146 wybitych szyb, tysiące złotych szkód. „To niewielkie miasteczko przedstawiało po tym [po burdach] wielką arenę zniszczenia” – pisała przedwojenna prasa. Po co, po 72 latach, powracać do tego wydarzenia? Nie nakłaniam tu nikogo do aktów ekspiacji, nie zapominajmy jednak, by odbudowując pamięć, świadomie nadawać kształt teraźniejszości.
W niniejszym przyczynku, chciałbym przybliżyć mieszkańcom Wysokiego Mazowieckiego, zwłaszcza młodzieży, owe niezbyt chlubne i mało znane zdarzenia. Źródłami, na których opiera się opracowanie są archiwalne materiały, powstałe w rezultacie działalności organów polskiej administracji publicznej oraz prasa – zarówno polska, jak i żydowska. Najwięcej materiału dostarczyły: Warszawski Dziennik Narodowy – główne pismo Stronnictwa Narodowego oraz syjonistyczny Nasz Przegląd. Spośród innych wykorzystanych materiałów wymienić należy: tajne tygodniowe i miesięczne sprawozdania sytuacyjne wojewody białostockiego przechowywane w Archiwum Państwowym w Białymstoku. Pomocna okazała się również publikacja Jolanty Żyndul pt: „Zajścia antyżydowskie w Polsce w latach 1935-1937”. Swój szkic oprę również na przekazach naocznych świadków i własnych ustaleniach.
W okresie dwudziestolecia międzywojennego Wysokie Mazowieckie było miastem polsko-żydowskim. We wrześniu 1921 r. według danych spisu powszechnego w mieście zamieszkiwało ogółem 3214 osób, w tym 1898 Żydów, którzy stanowili 59,1% mieszkańców. Wysokie Mazowieckie było miasteczkiem o charakterze rolniczym z rozwiniętym drobnym handlem i rzemiosłem. Handlowano tu głównie artykułami spożywczymi, żelaznymi i bławatami. Handel ten prawie w całości znajdował się w rękach żydowskich. Ludność chrześcijańska w dużej części zajmowała się rolnictwem. „Polacy żyli na obrzeżach miasta, rzec można – bliżej ziemi, centrum było zamieszkiwane przez Żydów. Polacy byli rolnikami, Żydzi zajmowali się handlem i rzemiosłem.” – wspomina mieszkaniec Wysokiego Mazowieckiego Pan Leon Dobecki.
Miasto stanowiło centrum usługowo-handlowe dla otaczających wsi. Tradycyjnie w każdy poniedziałek i czwartek tygodnia odbywały się targi, na które przybywała okoliczna ludność, przywożąc na sprzedaż płody rolne, zaopatrując się jednocześnie w towary. Ogromną rolę odgrywały też jarmarki, które odbywały się: w poniedziałki po 6/3 niedzieli starozapustnej, niedzieli palmowej, 1/5, 23/6, 8/9, 1/11 i w pierwszy poniedziałek miesiąca. Na jarmarki przyjeżdżało po kilka tysięcy ludzi z regionu oraz kupcy z odległych części Polski, a nawet z Prus.
W kontaktach codziennych, między ludnością polską a żydowską występowały okresy relacji mniej lub bardziej poprawnych. Wzrost antysemickich postaw, podobnie zresztą jak w całej Polsce, dał o sobie znać w latach 30-tych. Wielki kryzys gospodarczy spowodował powszechne pogorszenie warunków życia oraz zaostrzenie konfliktów społecznych, co umiejętnie wykorzystali działacze Stronnictwa Narodowego. 10 maja 1934 r. w Wysokiem Mazowieckiem odbył się powiatowy zjazd Sekcji Młodych Stronnictwa Narodowego. Na zjazd przybyli delegacji Głównego Zarządu SN w Warszawie, nawołując do bojkotu gospodarczego Żydów. W trakcje obrad podkreślono, że „żaden z członków Stronnictwa Narodowego nie powinien kupować u Żydów, zaś chrześcijan kupujących u Żydów należy najsurowiej potępiać (…). Członkowie Sekcji Młodych winni w dni świąteczne, targi i jarmarki tworzyć przed sklepami żydowskimi tzw. ‘zapory’, aby nie dopuścić do tych sklepów chrześcijan.” Presja i aktywność Stronnictwa Narodowego w powiecie wysokomazowieckim wzrosła w kolejnych latach. Uzasadniać ją miał fakt opanowania przez Żydów handlu i kapitału. „W dni targowe – wspomina p. Dobecki – na rynku grasowała grupa, która zaczepiała Żydów. Nie dochodziło do przemocy, nikt z tego powodu nie zginął, ale owa grupa skutecznie uprzykrzała im życie. Pamiętam, jak młody chłopak szczypał pokrzywą szyję handlarza. Słyszałem hasła ‘Złamać monopol Żydów’. Wtedy się dowiedziałem, co to jest narodówka.”
12 maja 1935 r., data w historii Polski przełomowa, jest także znacząca dla dziejów stosunków polsko-żydowskich. Śmierć Marszałka Józefa Piłsudskiego, a także związane z nią natężenie aktywności Stronnictwa Narodowego, które w batalii o władzę gorliwie używało haseł antysemickich, wyznaczyły początek największej, mającej miejsce w ramach ustabilizowanego państwa polskiego, fali wystąpień antyżydowskich. Do zdecydowanej większości zajść doszło na terenie dawnego zaboru rosyjskiego, w województwach: białostockim, kieleckim, warszawskim i łódzkim.
22 stycznia 1936 r., na zebraniu kierowników placówek Sekcji Młodych SN w Wysokiem Mazowieckiem, Kazimierz Gerard Maliszewski, dziennikarz z Warszawy, wygłosił referat dotyczący kwestii żydowskiej. „Żydzi są plagą w każdym państwie, a zatem walka z nimi musi być prowadzona do zwycięskiego końca. (…) Żydów należy wysiedlić z wiosek, a głównie z tych osiedli gdzie są kościoły” – nawoływał reporter. W kwietniu 1936 r. członkowie Zarządu Powiatowego Stronnictwa Narodowego objechali powiat wysokomazowiecki, wlepiając ręcznie pisane ulotki antyżydowskie: „Polski towar w polskim domu”; „Polak popiera tylko Polaka”; „Swój do swego i po swoje”.
Kolejny miesiąc to dalsza agitacja Stronnictwa Narodowego w powiecie oraz zabiegi o zwerbowanie jak największej liczby członków do Sekcji Młodych Stronnictwa. Na przełomie lipca i sierpnia, „we wszystkich miastach i miasteczkach powiatowych [woj. białostockiego] wprowadzone zostały w czasie targów tzw. stałe „pikietowania” przy sklepach i straganach żydowskich”.
Na początku września 1936 r., w Łomży, endecy rozpowszechniali ulotki wzywające „masy narodowe” do rozrachunku z Żydami i komunistami pomiędzy 15 a 20 września – ale … „któż by się tam podobnymi ekscesami przejmował.” W rzeczywistości przejęli się tym wyłącznie robotnicy z niedalekich miasteczek, próbując ostrzec swych żydowskich kompanów o przygotowywanym „rozrachunku”. Późniejszy proces, przeciw oskarżonym o spowodowanie antysemickich burd w Wysokiem Mazowieckiem dowiódł, że ówczesny starosta wysokomazowiecki p. Raczyński dysponował wiadomościami, z których jasno wynikało „co się szykuje” – lecz … „był bezradny”. O planowanych zajściach słyszeli także policjanci – lecz … „było ich za przymało”. W obliczu sprzyjających agresorom władz, trudno było jednak zapobiec zaplanowanej napaści.
Do wystąpień antyżydowskich w Wysokiem Mazowieckiem doszło podczas jarmarku, 14 września 1936 r., w święto Podwyższenia Krzyża Świętego. Boję się wręcz myśleć, iż ten oznaczony dzień jest zamierzony (już na początku tego roku prymas August Hlond odwoływał się do wiernych i duchownych, aby nie ulegali antysemityzmowi).
O godzinie 16.20, na umówiony sygnał – przeciągłe gwizdanie w palce – kilkadziesiąt osób zaczęło demolować targowisko. Inicjatorem zajść byli członkowie Stronnictwa Narodowego. Powodem były kłamliwe pogłoski, jakoby straganiarze żydowscy zaczęli strzelać do chłopów. Większość członków bojówek stanowili właśnie okoliczni chłopi, dla których była to okazja do zarobienia pieniędzy, a nawet kradzieży. W zajściach wzięły również kobiety! W trakcie burd wywracano stragany, rzucano w Żydów ciężkimi brukowcami, bijąc przy okazji żelaznymi drągami. Z targu rozruchy przeniosły się na ulice miasteczka. Wyłamywano okiennice, wybijano szyby w oknach – z okrzykiem: Bij okna i Żydów! Celem przywrócenia porządku, policja zmuszona była do użycia pałek. W odpowiedzi napastnicy użyli kamieni oraz kłonic (części wozu konnego). W wyniku tego przejawu agresji ucierpiały 23 osoby, w tym dwie bardzo ciężko.
Rozprawa sądowa odbyła się z oskarżenia publicznego w Łomży. Żydzi wystąpili również z powództwa cywilnego o tzw. „symboliczną złotówkę” za poniesione straty. Ważnym prowodyrom zajść zdołano zaoszczędzić przykrego pobytu na ławie oskarżonych. Mnóstwo świadków zarówno obrony, jak i oskarżenia było niekompetentnych. Niektórzy odmawiali odpowiedzi na zapytania żydowskich adwokatów. Mimo wszystko, udało się jednak ustalić zakres odpowiedzialności każdego z oskarżonych, wlepiając im „dla pucu” po kilka miesięcy więzienia. Decyzją sądu 5 zatrzymanych zostało uniewinnionych, 13 oskarżonym wymierzono kary od 6 do 10 miesięcy pozbawienia wolności. Zastąpiono je ostatecznie na policyjny nadzór, w ten sposób wszyscy po zamknięciu rozprawy znaleźli się na wolności.
Województwo białostockie wyasygnowało na rzecz poszkodowanych Żydów 500 złotych, zaś Rada Miejska 3 tysiące złotych. W lutym 1937 r., staraniem Komitetu Niesienia Pomocy Poszkodowanym Żydom z województwa Białostockiego, w Wysokiem Mazowieckiem został uruchomiony bezpłatny, czterotygodniowy kurs obsługi maszyn pończoszniczych. Sprowadzono 12 maszyn, które miały zapewnić byt 14 żydowskim rodzinom.
„Zachowania (mieszkańców powiatu wysokomazowieckiego – przyp. K.G) województwu białostockiemu smutnej przysporzyły sławy i jeszcze smutniejszego wyróżnienia w sejmowej deklaracji pana premiera (Felicjan Sławoj Składowski w sejmowym wystąpieniu w lutym 1937 r. mówił o ponad 100 wypadkach rozruchów w powiecie wysokomazowieckim – przyp. K.G) o środkach powstrzymania szalejącego antysemityzmu. Antysemityzmu już nielegalnego (nie bojkotu – przyp. K.G), bo fizycznego, doskórnego” – ubolewał po zajściach „Nasz Przegląd”. Czy zatem większość mieszkańców była antysemitami? Coraz częściej stawiane jest pytanie o uwarunkowania postaw antysemickich w Wysokiem Mazowieckiem w latach 30-tych?
Obecny stan badań nie pozwala mi na wyczerpującą odpowiedź. Wydaje mi się jednak, że antysemityzm okolicznych chłopów i mieszkańców miasta wyrastał z asumptów stereotypu i agitacji Stronnictwa Narodowego, która przedstawiała Żyda najczęściej na krezusa i oszusta. „Mieli niewątpliwie więcej pieniędzy niż my, ale to nie byli bogacze, ich fortuny nie kuły w oczy.” – wspomina p. Zbigniew Biały. Tym osądom szczególnie łatwo ulegał rolnik, stykający się z żydowskim kupcem na targu, gdzie krzyżowały się ich wzajemne interesy. Jak wynika z relacji, inaczej na indoktrynację antysemicką reagowali chrześcijanie mieszkający z Żydami przy tej samej ulicy. Dla nich Żyd był sąsiadem, u którego czyniło się zakupy lub zamawiano zlecenie. „Chodziłam z mamą do żydowskich sklepów” – opowiada Pani Zofia Szymańska. „Moi rodzice przyjaźnili się z rodziną fryzjerów Sternów. Ich syn Mordko był u nas w domu częstym gościem.” – relacjonuje p. Dobecki.
Większość mieszkańców Wysokiego nie brała udziału w akcjach antyżydowskich. Dla nich Żyd pozostawał jako sklepikarz, który „często urywał na wadze”, osoba będąca niejednokrotnie przedmiotem żartów, skłonny do pomocy sąsiad: „(…) Latem kiedy cała rodzina pracowała w polu. (…) W południe, w największe słońce, Mordko wymykał się chybcikiem z zakładu, wsiadał na rower i przywoził nam na pole chłodną oranżadę.” ( p. Dobecki)
Udostępnił i opracował: Głębocki Karol (Wysokie Mazowieckie)